Napięcie sięgnęło zenitu. Grupka cywili, mężczyzn i kobiet, stojąca naprzeciw otwartych drzwi idąc za przykładem wysokiego młodzieńca również stanęła w postawie zasadniczej.
Zostawmy na razie słynną scenę na dworcu, wielokrotnie fałszowaną, zresztą w dobrej wierze przez ludzi, chcących by ten Dzień miał godną oprawę, pełną rozentuzjazmowanych tłumów, kwiatów, kompanii honorowych, kwiatów i przemówień i cofnijmy się kilka dni wcześniej i kilkaset kilometrów na zachód, do niemieckiej twierdzy w Magdeburgu. Widzimy tam skromny domek, ustawiony w cieniu ziemnych umocnień, na wałach stojących strażników, przed domkiem stolik, zawalony gazetami i mapami a nad stolikiem dwóch rozmawiających panów. Ten mniej ważny to znany nam już z wyglądu wysoki cywil, który zeskoczył na warszawski peron. pora żeby go przedstawić. Pułkownik Kazimierz Sosnkowski, pseudonim „Józef” (ciekawe dlaczego „Józef”?), przed wojną Szef Sztabu Związku Strzeleckiego, później Szef Sztabu 1 Brygady Legionów, później dojdzie jeszcze do wielu znacznie wyższych stanowisk. Zimna krew, stalowe nerwy i niewątpliwy talent wojskowy, który spowodował, że zawodowi austriaccy generałowie dobrowolnie przechodzili pod dowództwo tego młodego amatora, który w odróżnieniu od nich wiedział jak się walczy z Rosjanami i potrafi ich pokonać. Drugi z panów, ten ważniejszy, był szczupły, wysoki (chociaż niższy niż Sosnkowski). lekko zgarbiony i ubrany w znoszony szary wojskowy płaszcz i tego samego koloru czapkę z daszkiem zwaną maciejówką. Przedstawiać go nie trzeba, chociaż w tamtych czasach, przy znacznie skromniejszych mass-mediach nie każdy by go rozpoznał na ulicy ( mowa oczywiście o 1918 roku). Józef Piłsudski, Przed wojną Komendant Główny Związków Strzeleckich, w czasie wojny brygadier (generał brygady) Legionów a później „niekoronowany król Polski”. Przez niewielką furtkę wszedł jeszcze jeden osobnik. Ubrany w mundur niemieckiego pułkownika ale w cywilnym kapeluszu i płaszczu, szczupły o twarzy bardziej naukowca niż oficera. Hrabia Harry Kessler, pół Niemiec i pół Irlandczyk oficer, dyplomata, pisarz, jak się plotkuje (bezpodstawnie) nieślubny syn cesarza Wilhelma. Hrabia poznał i polubił „Herr General Ritter von Pilsudski” jeszcze na Wołyniu w 1915 i stał się zwolennikiem sprawy polskiej a wiele lat później przeciwnikiem Hitlera. Teraz został wysłany z sekretną misją, której cel na razie zostaje nam nieznany. Po krótkim przywitaniu gospodarze tego miejsca wbiegają do swojego skromnego domku, z którego po chwili wychodzą. Sosnkowski dźwiga jakiś skromny, owinięty w papier bagaż, Piłsudski ma ręce założone za plecami a Kessler kiwa z aprobatą głową patrząc jednocześnie na zegarek. Panowie znikają nam z oczu i po chwili słychać odgłos zapalonego silnika samochodu.
Między zamknięciem furtki w magdeburskiej twierdzy a zejściem na peron w Warszawie były jeszcze próby negocjacji podjęte przez rząd niemiecki w Berlinie przerywane hukiem walk między zrewoltowanymi masami żołnierskimi a oddziałami broniącymi starego porządku, a które był wyraźnie zlekceważone przez samego Piłsudskiego. Później była podróż w jednowagonowym pociągu, wątpliwości i niepewność co do sytuacji w Polsce i dźwięki Marszu Pierwszej Brygady wygrywane przez jakiegoś grajka na jakiejś małej stacyjce już w Polsce. Jak wspomina sam Piłsudski, uznał to za dobry znak, że chyba jakaś pamięć o walkach Legionów przetrwała wśród ludzi, skoro nawet w takiej zabitej dechami stacyjce można usłyszeć „najdumniejszą polską pieśń”.
Kiedy 10 listopada 1918 roku stał w otwartych drzwiach wagonu już wiedział, że to wszystko miało sens. Zasalutował zebranym tak jak tylko on potrafił, powoli i niedbale i obraz nabrał tempa. Podskoczył do niego wątły młodziak o chorowitym wyglądzie (rezultat ucieczki śmierci spod kosy w 1916 roku na Wołyniu), urodzony zwiadowca i dywersant, Naczelny Komendant tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej porucznik Adam Koc, pseudonim „Witold”. Jak sam wspomina: „Zbliżyłem się do niego i powitałem słowami: „Obywatelu Komendancie, imieniem Polskiej Organizacji Wojskowej witam obywatela Komendanta w stolicy". Komendant odsalutował mi. Książę Lubomirski przeprowadził go do swego samochodu.” Wraz z członkiem Rady Regencyjnej, księciem Zdzisławem Lubomirskim, również oczekującym na powitanie Komendanta dopiero w nocy dowiedzieli się o powrocie Piłsudskiego do Warszawy i zaczęli organizować komitet powitalny, który składał się zaledwie z kilku osób, w tym jednego dziennikarza.
„Wiadomość przyszła do Warszawy przypadkowo” – twierdziła peowiaczka Anna Minkiewiczowa, jedna z zaledwie trzech kobiet, o których wiadomo na pewno, że ruszyły witać Piłsudskiego. – „W nocy około czwartej nad ranem zadzwonił do naszego mieszkania obywatel Czarski. Było jeszcze ciemno, kiedy grupka osób znalazła się na dworcu”.
Zebrani na dworcu byli zaniepokojeni wyglądem Piłsudskiego. Wspomniana wyżej Anna Minkiewiczowa, członkini POW napisała, że ” Komendant był blady, cerę miał ziemistą”. Także Wacław Jędrzejewicz, były oficer Legionów podkreślał, że jego dowódca „wyglądał niedobrze, był chory i bardzo zmęczony”. Sam Piłsudski, nie ukrywał, że samopoczucie ma zupełnie paskudne. Ubrany był w brudny i wytarty mundur legionowy a na pasie zamiast szabli miał niemiecki bagnet, który dostał na drogę od Niemców. Widocznie w postępującym rewolucyjnym chaosie nie byli w stanie skombinować szabli. Prosto dworca, zgarbiony i pokasłujący ruszył z księciem Lubomirskim do siedziby Rady Regencyjnej żeby rozpocząć urzędowanie.
Mimo że wizyta Piłsudskiego początkowo była utrzymywana w tajemnicy, warszawiacy szybko się o niej dowiedzieli. Gdy Piłsudski konferował z Lubomirskim, przed kamienicą przy ul. Moniuszki 2, w której się zatrzymał, zaczęły zbierać się tłumy. „Kurier Poranny” pisał wówczas: „Komendant powrócił! Wieść radosna gruchnęła wczoraj od rana po całej Warszawie. (…) Powrócił do stolicy, która czekała go z niecierpliwą tęsknotą. Powrócił w chwili przełomowej, w dniu, w którym ostatnia była już godzina na czyn i działanie, w dniu, w którym naród wyczerpany długim oczekiwaniem, uznawał, że nie może dłużej trwać w bezczynności i że musi bezzwłocznie przystąpić do rozstrzygnięć, nieledwie decydujących o losie Ojczyzny”. Ostatecznie Piłsudski zdecydował się przemówić do manifestantów zebranych przed domem, w którym tymczasowo zamieszkał. Mówił wówczas: „Obywatele! Warszawa wita mnie po raz trzeci. Wierzę, że zobaczymy się niejednokrotnie w szczęśliwszych jeszcze warunkach. Zawsze służyłem i służyć będę życiem swoim, krwią Ojczyźnie i ludowi polskiemu. Witam was tak krótko gdyż jestem przeziębiony; bolą mnie gardło i piersi”. Wkrótce schorowany organizm dał o sobie znać i Piłsudski położył się do łóżka, z którego i tak ciągle był zrywany ponieważ zmieniające się ciągle sytuacje wymagały jego pilnej interwencji.
Dzień 10 listopada 1918, mimo że ważny dla naszej historii został zapomniany i tak naprawdę niewiele osób wie jak on wyglądał i co się wtedy wydarzyło. Został „podporządkowany” dniu następnemu, który z kolei został z powodów polityki wewnątrz i zewnątrz krajowej ogłoszony Dniem Niepodległości.
Autor: mgr Artur Śmigrocki